Verva Street Racing 2016

W sobotę 17 września na błoniach Stadionu Narodowego w Warszawie odbył się coroczny festiwal motoryzacyjny Verva Street Racing. W tym roku podczas pikniku można było podziwiać prawie 600 maszyn. Od klasycznych Mini, przez fabryczne samochody sportowe, aż po mocno modyfikowane maszyny wyczynowe. A pośród tego wszystkiego, między pięciolitrowymi silnikami V8 i masywnymi turbosprężarkami mogliśmy zobaczyć również kilka samochodów elektrycznych, bo i tych nie brakowało na wydarzeniu.

Ale jaki jest tak na prawdę sens przywożenia samochodów elektrycznych na imprezę, gdzie w powietrzu czuć tylko benzyną i paloną gumą? Jak się okazało spory. Jeżeli myśleliście, że Tesla będzie wyglądała na torze wyścigowym, pośród tego towarzystwa, jak niepijący weganin na oktoberfeście, to się myliliście.

Ale od początku. Inauguracją całej imprezy był przejazd najciekawszych samochodów po torze. Kilkadziesiąt ryczących maszyn prowadziła… Tesla. Model S jechał zaraz za samochodem bezpieczeństwa w postaci Audi R8, które jeszcze chwilę wcześniej grzało opony wykonując kilka spektakularnych okrążeń toru. Pośród całego tego hałasu Tesla wyglądała aż nazbyt grzecznie. Aż do wyścigu, w którym to stanęła w szranki z mocno podrasowaną Toyotą Supra, której silnik podkręcono do przerażających 1000 koni mechanicznych. Jakie szanse miał więc ważący ponad 2,5 tony pięcioosobowy liftback? Jak się okazało duże, dopiero na ostatnim okrążeniu Supra, wykorzystując jeden z zakrętów, wyprzedziła Teslę. Jeżeli organizatorzy spodziewali się, że elektryk zostanie daleko w tyle za spalinowym samochodem wyścigowym, musieli się nieźle zdziwić.

Obecność samochodów elektrycznych w częsci wystawienniczej nie była jednak zbyt spektakularna. Odczułam właściwie, że ta część wystawy jest trochę… biedna. Wepchnięte na sam koniec teoretycznie nie mogły liczyć na duże zainteresowanie. Reprezentacja też nie była zbyt imponująca. Właściwie jedynie Tesla i stojące obok niej BMW i8, przyciągały widzów. Reszta? Trudno o niej mówić. Na samym końcu stał co prawda Opel Ampera, którego próżno szukać na polskich ulicach, jednak dowiedzieć się o nim nie mogliśmy praktycznie nic. Przynajmniej kiedy ja oglądałam Amperę, jedyną informacją na jej temat była tabliczka od dilera z ceną i wyposażeniem.

Obok niej stał Nissan LEAF, który nie prezentował się niestety tak dobrze, żeby przyciągnąć zbytnią uwagę.

Im dalej, tym gorzej. Po LEAFie przyszła kolej na Audi Q7 eTRON. Hybryda typu plug-in nie wywołała większego zainteresowania, bo zewnętrznie niczym nie wyróżnia się od standardowego modelu, który wielu osobom już dawno się opatrzył. Podobnie jak stojący obok Passat GTE, również hybryda typu plug-in, również coś, co z zewnątrz nie wyróżnia się praktycznie niczym (o jego elektrycznym silniku świadczy jedynie znaczek GTE oraz niebieska listwa przy atrapie chłodnicy).

W samym środku tego towarzystwa mogliśmy w końcu spotkać Teslę. I dopiero tutaj zebrała się mała grupka ludzi. Część z nich zaintrygowanych obcym znaczkiem na masce, część ze śladową wiedzą próbujących wyczytać coś z tablicy informacyjnej. Pytań do właściciela również było sporo – „jak szybko jeździ? Jak daleko można dojechać?” Z każdą minutą tłumek się powiększał, nie można więc mówić, że świadomość marki w Polsce nie istnieje, sporo bowiem było osób, które Teslę od razu rozpoznały.

Jednak zaraz obok zainteresowanie było nie mniejsze. Przy BMW i8 ustawiła się kolejka do zrobienia zdjęcia, lecz tutaj powodu można szukać raczej w kosmicznym wyglądzie samochodu i oczywiście znanej marce niż napędzie hybrydowym. Stojące dalej i3 wyglądało raczej jak niewyrośnięty brat, na którego nikt nie zwraca uwagi.

Nie chciałabym wyjść na pesymistkę. Lubię festiwale motoryzacyjne. Lubię te wszystkie głośne maszyny z pięciolitrowymi silnikami. Głównie dlatego, że tak naprawdę to jedyne miejsce, gdzie można oglądać je w naturalnym środowisku. Raczej nie znajdziemy ich na ulicach. Nikt o zdrowym zmysłach nie leje do baku benzyny wiadrami, tylko po to, żeby podjechać swoim Chevroletem Impalą z lat sześćdziesiątych do sklepu po bułki i mleko.

Kwestia obecności samochodów elektrycznych jest taka, że wystawcy chyba nie za bardzo wiedzą po co jeździ się na takie imprezy. Właściwie dwoma samochodami z grupy wymienionych powyżej, których obecność była sensowna, to Tesla i i8. Te dwa samochody miały bowiem co pokazać. Tesla jechała w paradzie, później mogliśmy zobaczyć ją na torze i właśnie o to chodziło, o pokazanie na co te samochody stać. Postawienie hybrydowego passata nie przyciągnie niczyjej uwagi.

A teraz pozytywy, bo szczerze mówiąc, bardzo ucieszyła mnie obecność samochodów elektrycznych na Verva Street Racing, uważam, że to ruch w dobrym kierunku. Chodzi o to, że dobrze jest pośród tych wszystkich perełek motoryzacji znaleźć również trochę nowych technologii w elektrycznym wydaniu. Miło popatrzeć na zainteresowanie jakie wywołuje swoją obecnośćią Tesla, nadal bardzo rzadko spotykana na ulicach. Dobra jest obecność BMW, chociaż wolałabym, żeby wystawili i3 w pełni elektrycznym wydaniu, ale wiadomo, na papierze wersja REX wygląda lepiej. Miło, że pojawiła się Ampera, miło, że był LEAF. Zabrakło mi trochę prezentacji tych samochodów, nawet trywialnego podłączenia Nissana do kabla. Czegoś co pokaże, czym różnią się te samochody, coś co wyjaśni ich obecność.

Naprawdę chciałabym, żeby promocja samochodów elektrycznych coraz bardziej się rozwijała, musimy tylko pamiętać, że w ich przypadku polega ona na zgoła czym innym, niż w przypadku samochodów spalinowych.

Z Vervą żegnam się ciepło i mam nadzieję zawitać na tę imprezę w przyszłym roku, może znajdziemy tam jakiś Model X?