Jak podaje Forbes, od niemiecki Bundesrat nie jest przekonany, że dopłaty 4000EUR do samochodu wystarczą do zmiany przyzwyczajeń konsumentów na terenie Niemiec i wydał właśnie rezolucję wzywającą do zakazu rejestracji samochodów emitujących CO2 do 2030 roku. Jednak pomysł idzie dalej i rezolucja dotyczy też wszystkich mieszkańców EU, gdyż wzywa Komisję Europejską, aby podobne regulacje wprowadzić od 2030 roku w całej EU (a więc i w Polsce). Jak podaje Der Spigel rezolucja wnosi, aby instutucje unijna „przyjrzały się obecnie prowadzonej polityce podatkowej ze szczególnym naciskiem na stymulację sprzedaży samochodów wolnych od emisji CO2”.
Sama w sobie rezolucja nie ma efektu legislacyjnego i jako taka nie jest jeszcze prawem, ale pokazuje ona kierunek w którym pójdzie niemieckie ustawodawstwo. Istnieje duża szansa, że ustawodawstwo unijne podąży tym samym tropem, gdyż powszechnie wiadomo, że to Niemcy, Francja i inne duże kraje pierwszej „dwunastki” mają znaczący wpływ na politykę EU.
Gdyby ustawodawstwo UE wymusiło sprzedaż jedynie samochodów nie emitujących CO2, producenci samochodów musieliby przestawić swoją produkcję tak, aby w 2030 roku być w stanie dostarczyć 13 milionów samochodów elektrycznych. Oznacza to, że już za kilka lat podaż samochodów elektrycznych na terenie UE musiałaby sięgać kilku miionów samochodów rocznie, ponieważ nie ma możliwości przestawienia całej produkcji z ICE (Internal Combustion Engine) na elektryki w nocy z 31 grudnia 2029 na 1 stycznia 2030.
Rynek automotive już od dłuższego czasu próbuje dostosować się do zmieniającej się rzeczywistości, co pokazują między innymi premiery Mercedesa i Volkswagena sprzed kilku dni w Paryżu. Produkcja samych elektryków będzie jednak ogromnym wyzwaniem i mimo, że 13 letni horyznot wydaje się całkiem długi, to biorąc pod uwagę cały proces projektowania i produkcji samochodu – producentom wcale nie zostało tak dużo czasu jak mogłoby się wydawać.
Co tak duża zmiana oznaczałaby dla Polski? Z pewnością ogromne ilości elektryków już 10 lat po wprowadzeniu takich ustaleń przywiezionych przez przysłowiowych „Mirków” na lawetach. Niewątpliwie również okres przejściowy motywowany brakiem gotowości ekonomicznej nabywców na zakup droższych samochodów elektrycznych… Pytanie jednak, czy martwienie się o cenę zakupu elektryka w dobie coraz bardziej postępujących trendów „posiadania subskrypcyjnego” nie jest podobne do zmartwień nowojorczyków początku XX wieku o to, co stanie się z końskimi odchodami przy tak gwałtownie wzrastającej liczbie dorożek..